wtorek, 14 lutego 2017

Rozdział 3


Lucy


     Nie wiedziałam, co się dzieje. Przed moimi stopami leżał martwy mężczyzna, który został zabity przez młodego blondyna stojącego przede mną. Ten dzień nie może być gorszy. Wszyscy giną i to wyłącznie z mojego powodu. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, lecz nie mogłam z siebie wydobyć ani jednego dźwięku, wszystkie słowa utkwiły mi w gardle. Mój oddech przyspieszył, oczy zaczęły błądzić, a ręce się trząść. Cała ta sytuacja zaczęła przypominać jakiś dobry film akcji, a zarazem horror.

     Nagle poczułam mocny uścisk na prawym ramieniu i ostre szarpnięcie do tyłu, przez co odwróciłam się przodem do osoby stojącej za mną. To był ten sam chłopak, który zabił mojego napastnika. Nawet nie zauważyłam, kiedy stanął tak blisko mnie. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a jasne oczy skoncentrowane na mnie wydawały się koloru bezchmurnego nieba.

     - Mówiłem, żebyś wsiadła do samochodu! – krzyknął z zaciśniętymi zębami i pociągnął w stronę czarnego Audi.

     Zaczęłam się szarpać, a adrenalina buzowała w moich żyłach jak nigdy. Blondyn nawet nie zareagował na moje ruchy, tylko wzmocnił uścisk i ciągnął mnie dalej, nie zwracając uwagi na moje poczynania i krzyki sprzeciwu. Szybkim ruchem otworzył drzwi od samochodu i wepchnął mnie na tylną kanapę. Uderzyłam głową o przeciwne drzwi, ale gdy chwyciłam klamkę z nadzieją, że będą otwarte i uda mi się uciec od tego mordercy okazały się zablokowane. Szarpanie za kawałek plastiku i błaganie w myślach by się otworzył, poszło na marne. Nie udało się.

     - Szybciej zrobisz sobie krzywdę, niż je otworzysz – powiedział pod nosem blondyn, wsiadając do samochodu. - A wiesz, nie chce mi się tłumaczyć Radzie, jak coś ci się stanie. – Odwrócił się do mnie, przymrużając delikatnie oczy. – Więc zaoszczędź sobie, jak i mi wysiłku i odpuść. - Wyszczerzył zęby w śnieżnobiały uśmiech i odwrócił się przodem do kierownicy.

     Usiadłam prosto i założyłam ręce na piersi. Posyłałam chłopakowi najbardziej jadowite spojrzenie, na jakie było mnie stać. Nie dość, że gada bez sensu, to mnie porywa!

     - Mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę, że porwanie i morderstwo to poważne przestępstwa? – warknęłam.

     Chłopak roześmiał się słysząc moje słowa.

     - Sądziłem, że ratuje ci życie.

     - Raczej je rujnujesz – mruknęłam, zamykając oczy i opierając głowę o lodowatą szybę.

     Gdy wzięłam głęboki uspokajający oddech, poczułam ledwie wyczuwalny zapach drzew, a raczej lasu, przez co się uśmiechnęłam. Jak byłam mała, zawsze o tej porze roku chodziłam z Jonem na długie spacery; tworzyliśmy różne historie o księżniczkach czy potworach żyjących między drzewami lasu znajdującego się niedaleko domu. To były jedne z najfajniejszych chwil w moim dzieciństwie. Zawsze wyczekiwałam ich z utęsknieniem.

     Spojrzałam na krajobraz rozciągający się przed nami. Jechaliśmy na wzgórzu, przez co mogłam dostrzec łąki czy domy postawione w dużych odległościach od siebie. Zazwyczaj tę okolicę zamieszkiwali ludzie pragnący spokoju czy osoby mające dość miejskiego życia.

     - Mogę, przynajmniej wiedzieć gdzie mnie wywozisz? – zapytałam.

     - Nie.

     - A to niby dlaczego?

     Wyprostowałam się i przesunęłam bardziej w stronę środka siedzenia. Poczułam, jak klamra zamontowana między fotelami zaczyna wbijać mi się w plecy.

      - Bo jeszcze wpadniesz na jakiś głupi pomysł.

     W lusterku wewnętrznym klarownie widziałam, jak szczerzy się wyraźnie czymś zadowolony. Mimo szerokiego uśmiechu jego oczy były tajemnicze i skupione na drodze rozchodzącej się przed nim.

     - Nic gorszego nie może mi się już przytrafić od ciebie! – krzyknęłam, uderzając plecami o oparcie fotela.

     Muszę coś wymyślić. Przecież musi być jakiś sposób, aby mu uciec. Nie mam najmniejszego zamiaru poddać się bez walki. Pomyślała.

     Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony, by znaleźć jakąś drogę ucieczki, ale jedyną możliwością były drzwi i okna. Wzięłam głęboki oddech i przysunęłam się bliżej drzwi. Zacisnęłam dłoń w piąstkę, która wydawała się niewielka i zamachnęłam się jak najmocniej, by uderzyć w szybę. Gdy moja ręka zmierzyła się z oknem, stało się coś czego bym się nie spodziewała; moja dłoń odbiła się od przeszkody, a ból rozszedł się po całej garści przez co, aż krzyknęłam.

     - Cholera! – wrzasnął chłopak, gwałtownie hamując samochód, przez co poleciałam do przodu, opierając obie dłonie na przednim siedzeniu, by złagodzić uderzenie. W jednej chwili poczułam niemal torturę, jaką dawało mi stłuczenie. – Mówiłem ci, abyś siedziała spokojnie!

     Szybko odwrócił się do mnie i spiorunował jednym, krótkim spojrzeniem. Nienawidziłam, kiedy ktoś tak na mnie patrzył. Zawsze przechodziły mnie ciarki i miałam okropne poczucie winy, nie miałam pojęcia skąd, to się brało, ale wystarczył ten jeden gest, bym wiedziała, że najprawdopodobniej narobiłam sobie czy komuś kłopotów.

     Chłopak wyszedł z samochodu i podszedł do mnie. Gdy otworzył drzwi z mojej strony, od razu zajął prawie całą przestrzeń, jaka się pojawiła. Zwinnym ruchem chwycił moją obolałą dłoń, która zaczęła puchnąć i westchnął, kręcąc głową.

     - Czemu jesteś taką kretynką? – zapytał widocznie poirytowany.

     - Nie jestem nią. – Podniosłam spojrzenie na chłopaka, dzięki czemu ujrzałam beznamiętny wyraz jego twarzy i kosmyki włosów opadające na oczy.

     - Jesteś, inaczej byś czegoś takiego nie zrobiła.

     - Skąd możesz to wiedzieć?

     - Bo to istny akt desperacji? – Uniósł brwi i lekko pokręcił głową.

     - A co według ciebie mam robić?! – Wyrwałam mu dłoń. – Porywa mnie chłopak, który na moich oczach zabił człowieka! Nie mogę robić nic innego, jak próbować się ratować!

     -Przecież nic mu nie będzie. - Oparł dłonie o dach samochodu i westchnął. Jak on może tak myśleć? Przecież tamten mężczyzna nie miał szans na przeżycie, a jeśli chce mi to samo zrobić? - Jak ty nic nie rozumiesz.

     - Potrafię dodać dwa do dwóch, więc jeszcze źle ze mną nie jest? – Odchyliłam głowę do tyłu i przymrużyłam oczy. Przez jedną niemądrą myśl zamarłam i szybko się wyprostowałam. – Należysz do jakieś sekty?

     - Co? – Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie ze znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.

     - Musisz należeć do jakieś sekty albo gangu. Inaczej nie umiem tego wszystkiego racjonalnie wytłumaczyć. Chociaż... – Przerwałam, widząc, jak sztywnieje i rozgląda się na wszystkie strony. Czy to możliwe, że trafiłam w sedno? – Co się dzieje? – Ta długa cisza stała się naprawdę niepokojąca.

     - Są coraz bliżej. – Zacisnął pięści i zatrzasnął drzwi, omal nie uderzając mnie nimi w twarz. Zamrugałam szybko i wypuściłam powietrze z płuc.

     Zwinnie wsunął się na przednie siedzenie i z piskiem opon ruszył. Jechaliśmy niemal tak szybko, że wciskało mnie w siedzenie. Zaczęłam się czuć, jak na jakimś wyścigu rajdowym czy pościgu policyjnym. Z reguły w takich momentach podczas filmu niemal obgryzałam całe paznokcie ze zdenerwowania i z niecierpliwością czekałam na dalszy rozwój akcji.

     Gdy obróciłam się, by zerknąć przez tylną szybę, dostrzegłam goniącą nas czarną terenówkę, która zaczęła się zbliżać. Lekko przymrużyłam oczy, dzięki czemu mogłam dostrzec kierowcę. Cała zesztywniałam. Przecież to niemożliwe. Za kierownicą siedział ten sam mężczyzna, który został zabity na moich oczach, ten sam który najprawdopodobniej przyczynił się do śmierci mojego wuja, mojej jedynej rodziny.

     - Jak to możliwe? – szepnęłam.

     - Co takiego?

     Wróciłam do poprzedniej pozycji siedzącej.

     - Goni nas ten sam mężczyzna, którego zabiłeś przy mnie.

     Wyraźnie słyszałam, jak chłopak wypuszcza powietrze ze świstem.

     - Mówiłem ci, że nic mu nie jest, ale nie sądziłem, że tak szybko nas dogonią. – Zdenerwowanie w jego głosie dało mi znak, że nic dobrego nie może się teraz zdarzyć.

     - Jest szansa, że ich zgubimy? – Zapytałam z nadzieją. Musi być jakiś sposób.

     - Nikła, ale...- Przerwał, a ja krzyknęłam z zaskoczenia, gdy na maskę naszego samochodu wskoczył dobrze zbudowany Mulat z wieloma bliznami niemal na całym ciele. Jego koszulka bez rękawów idealnie ukazuje wiele pamiątek bitewnych.

     Mój towarzysz gwałtownie zahamował, wpadając w poślizg i prawie uderzając w drzewa rosnące tuż przy drodze. Mężczyzna wyszczerzył się i sięgnął ręką za pasek, wyciągając srebrne ostrze.

     - Gdy zacznie atakować, masz wyjść jak najmniej zauważalnie z samochodu i biegnąć ile sil w głąb lasu. – mruknął przez zaciśnięte zęby.

     - Ale...

     - Znajdę cię. – Przerwał mi, a ja jedynie przytaknęłam.




Pamiętaj! Czytasz, komentuj!


Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Postaram się następny umieścić trochę szybciej.

Proszę o komentarze! Chciałabym znać wasze zdanie co do rozgrywającej się akcji w opowiadaniu i rozwijających się wątków.

Pamiętaj! Czytasz, komentuj!




4 komentarze:

  1. Witaj! Właśnie przeczytałam!
    Co mogę powiedzieć - na pewno umiesz zaciekawić i prowadzić błyskawiczną akcję. I przy okazji zapisujesz to tak, że czytelnik się nie gubi, co wymaga sporo talentu. Chętnie zostanę na dłużej, bo naprawdę zaciekawiło mnie to opowiadanie.
    Co mogę doradzić - popracuj nad literówkami - czesto zdarza ci się zgubić polskie znaki lub przekręcić wyraz. I koniecznie wyłącz autokorektę w Wordzie - widziałam parę błędów, które wyglądały właśnie jak jej ingerencja.
    Czekam na następne rozdziały i zapraszam do siebie!
    http://preludiumofwyverntrylogy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za radę i ciepłe słowo.
      Na pewno niedługo zajrzę. ;)

      Usuń